Zbierając okruszki czyli arbuzowa opowieść. Część 11 – Władając sercami

image_pdfimage_print

Gdy Księżniczka Sophia została Królową, mieszkańcy Wyspy Kokosowej postanowili obdarować nową władczynię – swoim darem oddać jej hołd oraz podzielić się radością, którą ze sobą przyniosła.

Królowa otrzymała tron, pięknie wyrzeźbiony z jednego kawałka kokosowego hebanu. Był majestatyczny! Rzeźbienia nawiązywały do historii wyspy, wykorzystywały też elementy fauny i flory. Oparcie natomiast zdobiła płaskorzeźba przedstawiająca Królewski Ogród, z bawiącymi się w nim dziećmi. Kiedy Królowa ujrzała podarunek, nie mogła powstrzymać wzruszenia. Bez słowa wpatrywała się długo w każdy detal, a gdy w końcu przemówiła, podziękowała za tak cudny prezent, po czym nieśmiało zapytała, czy… nie można by zrobić jeszcze jednego, bliźniaczego tronu?! Zadziwieni mieszkańcy wzięli się od razu do pracy – choć nie wiedzieli, skąd u Królowej pojawiła się taka prośba, nie pytali, ufając intencjom nowej władczyni.

Praca nad drugim tronem została wkrótce ukończona i, doprawdy, nie sposób było ich odróżnić. Królowa poprosiła, aby postawić trony obok siebie, pod pewnym kątem – tak, by siedzący na nich dobrze się widzieli. Kiedy zostały ustawione jak sobie tego życzyła, Sophia uśmiechnęła się delikatnie, otarła ukradkiem łzę wzruszenia, a następnie zaprosiła mieszkańców, aby podzielić się z nimi radością. Jak zawsze przybyli z ochotą, zebrali się przy tronach i niecierpliwie spoglądali na Królową, która stojąc w milczeniu jakby na coś czekała. Ciekawość, która od początku towarzyszyła zebranym, krążyła między nimi niespokojnie. W końcu znalazła sobie najlepsze miejsce, obok Łucji, która podniosła do góry swoją małą rączkę i spoglądając na Królową wyszeptała niepewnym głosem.

– Czy ja mogłabym o coś zapytać?

– Oczywiście – łagodnie odpowiedziała Królowa. – Usiądź proszę, porozmawiajmy – i Sophia wskazała Łucji miejsce na jednym z tronów, a widząc nieśmiałość dziewczynki, wzięła ją za rękę i pomogła zająć miejsce. Dopiero wtedy sama usiadła na tronie obok.

– Po co ten drugi tron? – Łucja zadała pytanie, które tak naprawdę nurtowało wszystkich.

Królowa Sophia uśmiechnęła się i zwróciła się do zebranych.

– Jestem waszą królową, ale to nie oznacza, że jestem ponad wami. Jestem przede wszystkim dla was – powiedziała głosem tyleż zdecydowanym, co pełnym ciepła. – Dar od was jest piękny i wzrusza mnie każdy jego najdrobniejszy element. Ale gdyby tron był tylko jeden, byłby czymś, co dzieliłoby nas. Za to gdy są dwa takie same, to każdy kto przyjdzie ze mną porozmawiać, będzie siedział na tronie równie pięknym, co ja. Nie niżej, nie wyżej, ale na równi ze mną. Tak postrzegam bycie królową. Dla dzieci ułożymy tutaj jeszcze puszysty dywan, aby i one mogły poczuć się wyjątkowo. Co o tym sądzicie, przyjaciele?

Odpowiedzią były dostojne brawa, wyrażające wielkie uznanie dla tak zacnego serca monarchini.

Odtąd każdy mógł przyjść do swojej Królowej i porozmawiać z nią, zasiadając na takim samym królewskim tronie, co ona. A gdy jakaś mała Kokosanka miała ochotę przeżyć z Królową chwilę rozmowy, siadała razem z Sophią na miękkim dywanie. Bo aby dobrze rządzić, nie wystarczy pięknie przemawiać – trzeba też umieć wsłuchać się w potrzeby innych.

Pewnego razu jedna z Arbuzanek zapytała drugą Kokosankę, dlaczego Królowa nie nosi korony. Kokosanka uśmiechnęła się, po czym odpowiedziała.

– Ależ oczywiście, że nosi. Tylko, że nie na głowie, a w sercu.

*****

Przychodzi taki moment w życiu dziecka, w którym zaczyna ono zdawać sobie sprawę z tego, kim chce zostać. Nieskażona dorosłością wyobraźnia pozwala na niczym nieograniczone możliwości wyboru. A skoro wyobraźnia mówi, że mogę być, kim tylko zechcę, to dlaczego by nie chcieć zostać królową? Tak właśnie pomyślała sobie Honoratka.

Kiedy tylko nadarzała się okazja, Honoratka namawiała inne Kokosanki do zabawy w dwór królewski. Dla siebie oczywiście rezerwowała rolę królowej. Aby zachęcić dzieci do zabawy, dziewczynka kusiła je postaciami rycerzy, dworzan, dam dworu, szambelanów czy kanclerzy. Nie wszystkie Kokosanki wiedziały, co robią niektóre z tych postaci, jednak Honoratka szybciutko wszystko wszystkim tłumaczyła i po chwili cały dwór monarszy był gotowy do zabawy.

Tego dnia Królowa Honoratka była nie w sosie. Siedziała nadąsana na małym taborecie, który teraz był królewskim tronem i zastanawiała się, co mogłoby poprawić jej królewski humor. Damy dworu, widząc nienajlepszy nastrój małej władczyni, ukradkiem czmychnęły na plażę, aby pograć w siatkówkę. Szambelan Klemens wraz z kanclerzem Makarym również uznali, że plaża będzie idealnym miejscem, aby przeczekać muchy w nosie królowej. Po kilku chwilach na plaży był już cały dwór. Z jednym wyjątkiem: dzielny rycerz – Sir Marcel – nie odstępował swojej królowej nawet w najtrudniejszych momentach.

– O pani, cóż mogę uczynić, aby tchnąć radość w twoje oblicze? – spytał tak, jak na rycerza przystało.

– No… nie wiem, mój rycerzu – od niechcenia odrzekła Honoratka. – Miło, że pytasz, ale nie wiem, czy podołasz mym zachciankom – dodała.

– O pani, dla ciebie gotów jestem zrobić wszystko! – wykrzyknął Sir Marcel.

– Wszystko? No to śmigaj, ty mój rycerzu, po gwiazdkę z nieba. Rano ma być, bo inaczej uznam, żeś fajtłapa, a nie rycerz mnie godzien – oznajmiła monarchini, po czym udała się do domu odrabiać lekcje.

Dzielny Sir Marcel tak bardzo chciał spełnić życzenie swojej królowej, że pomimo senności, która go dopadała, poczekał, aż zaszło słońce, a niebo przyozdobiło się miliardem gwiazd. Wybrał jedną dla królowej, po czym zdał sobie sprawę z problemu natury technicznej. Był słusznego wzrostu i sięgał głową ponad stół, jednak gwiazdka była trochę wyżej. Potrzebował czegoś, co mogło go trochę unieść ku niebu. Rozłożysta palma wydawała się idealna, wszedł więc na sam jej czubek, jednak do gwiazdki nadal trochę mu brakowało. Stanął na palcach i… stało się to, co musiało się stać – sir Marcel po niecałej sekundzie leżał na ziemi. Odgłos jego upadku był tak donośny, że po chwili pod palmą pojawił się ojciec Sir Marcela – Maurycy Myszka. Wstępne oględziny dzielnego rycerza nie pozostawiały wątpliwości – złamana ręka!

Następnego dnia Królowa Honoratka na daremno wyczekiwała swojej zachcianki. Nie było ani gwiazdki z nieba, ani tego, kto miał jej tę gwiazdkę ofiarować, postanowiła więc spytać Królową Sophię, co robi się w takim przypadku. Sophia była akurat w bibliotece i pomagała jednej z Kokosanek w ćwiczeniach z matematyki. Kiedy Honoratka poprosiła ją o rozmowę, Sophia wysłuchała dziewczynki z uwagą, a gdy ta skończyła, Królowa opowiedziała, co wydarzyło się wieczorem. Wspomniała oczywiście o złamanej ręce Marcela, na co Honoratce zrobiło się bardzo smutno.

– Nie wiedziałam, że to się może tak skończyć – powiedziała. – Zachowałam się bardzo nieodpowiedzialnie – dodała ze skruchą.

Widząc przejęcie dziewczynki, Sophia delikatnie uścisnęła jej dłoń i powiedziała jak zwykle ciepłym głosem.

– W naszej wyobraźni panowanie jawi się często jako niczym nieograniczona możliwość spełniania swoich kaprysów, a poddani jako ci, którzy są zobowiązani je spełniać.

– Tak, królowa to ma fajnie – rozmarzonym głosem powiedziała Honoratka.

– Ten kuszący obraz sprawowania władzy, w którym obowiązkiem całego świata jest wyłączna troska o królową, możliwy jest do zrealizowania… w zabawie. Prawdziwa królowa wydaje rozkazy, kierując się dobrem królestwa, a nie swoimi kaprysami. Najważniejsza jest dla niej troska o tych, którzy zostali powierzeni jej opiece.

– To chyba trudno być prawdziwą królową – odpowiedziała zasłuchana w słowa Sophii dziewczynka.

– Trudno, ale Marcel potraktował cię właśnie jak prawdziwą królową. Podobnie, jak ja, myśli pewnie, że doskonale sprawdziłabyś się w tej roli.

– Ale ja… – zaskoczona Honoratka nie dokończyła swojej wypowiedzi. Dostrzegła właśnie Sir Marcela dźwigającego w jednej, niezłamanej ręce ciężkie książki i podbiegła do niego, pomagając mu ułożyć je na stoliku. Od tego dnia rycerz w każdej chwili mógł liczyć na pomoc swojej królowej. Zresztą, nie tylko on – w końcu dla prawdziwej królowej najważniejsza jest troska o wszystkich, którzy zostali powierzeni jej opiece.

*****

Życie królowej daje wiele możliwości: wydawanie rozkazów, korzystanie z przywilejów, życie w bogactwie i przepychu. Nic więc dziwnego, że gdy Królowa Sophia objęła władzę, skupiła się na… zupełnie innych jej aspektach. Panowanie było dla niej przede wszystkim ogromną odpowiedzialnością: za tych, którzy zostali powierzeni jej opiece, za miejsca, których piękno ma rozkwitać pod jej czujnym okiem i za szczęście, które miała nieść w najodleglejsze zakątki Archipelagu Wysp Kokosowych.

Misja niesienia szczęścia okazała się tą, która wymagała największych wyrzeczeń. Gdy Sophia wraz z Mędrcem dowiedzieli się, że mieszkańcy Wyspy Arbuzowej zagubili zdolność czerpania radości z małych rzeczy, musieli podjąć bardzo trudną decyzję. Zrezygnowali ze szczęścia własnego, z możliwości wspólnego przeżywania każdej chwili, po to, by szczęścia mogli doświadczyć też inni. Mędrzec popłynął na Wyspę Arbuzową, aby uczyć jej mieszkańców radości, Sophia natomiast została, żeby doglądać szczęścia mieszkańców na Wyspie Kokosowej.

Rozłąka i towarzysząca jej tęsknota sprawiły, że Mędrzec praktycznie nie był w stanie wypowiadać słów – na szczęście jego milczenie nie stanowiło żadnej przeszkody w wypełnianiu misji, której się podjął. Natomiast Sophia znalazła inny sposób na złagodzenie bólu, jaki niosło za sobą rozstanie. Każdego poranka, dzień po dniu, wychodziła na tył pałacu, a w swojej dłoni zamiast dłoni ukochanego ściskała małe ziarenko – nasionko niezapominajki. Ostrożnie układała je w niewielkim dołku i delikatnie okrywała grudką ziemi, która ogrzana porannym słońcem otulała ziarenko swym ciepłem.

Wolne popołudnia, wypełniane wcześniej spacerami z Mędrcem, Sophia spędzała teraz doglądając roślin, a one pod jej troskliwym okiem coraz śmielej wystawiały drobne kwiatki w kierunku nieba. Wieczorami Królowa brała konewkę i podlewając kwiaty opowiadała im o tym, jak bardzo brakuje jej ukochanego. Wydawało się, że znalazła zrozumienie, bo zwilżone kroplami wody niebieskie oczka niezapominajek wyglądały w świetle księżyca zupełnie, jak pełne tęsknoty oczy Królowej Sophii.

Jednak łzy nigdy nie popłynęły po policzkach Sophii. Nie pozwalała im na to – pozwoli dopiero kiedyś, gdy będzie schowana w ramionach Mędrca. Teraz musi zaopiekować się przyjaciółmi, dla których jest Królową i za których jest odpowiedzialna. Musi być dzielna i musi zadbać, aby radość i szczęście nigdy nie opuszczały tego miejsca. A gdy Mędrzec powróci ze swojej misji, zaprowadzi go na pole niezapominajek i razem podlewać będą każdy kwiatek. A on jej opowie o pewnej wyspie, na której posadził nasionka szczęścia i o jej mieszkańcach, którzy wiedzą już, jak szczęście odnajdywać i jak o nie dbać.

Mały Cud

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *