Zbierając okruszki czyli arbuzowa opowieść. Część 10 – Czy Rozsądek zawsze jest zdrowy?

image_pdfimage_print

 

Każdy dzień kryje w sobie pewną wyjątkowość. Zasada ta dotyczy oczywiście nie tylko Archipelagu Wysp Kokosowych, ale o tym – mam nadzieję – sami doskonale wiecie. Jedne dni otulają nas wyjątkowym ciepłem, inne tworzą niepowtarzalny nastrój cichym stukaniem kropli deszczu. Niektóre są niezwykle spontaniczne, kolejne – nadzwyczaj rozsądne. Jeszcze inne pełne są niespodzianek lub wręcz przeciwnie – nieoczekiwanego spokoju. Ten akurat poranek dał wszystkim znać, że rozpoczęty dzień zapowiada się wyjątkowo… ciekawie.

Tuż po śniadaniu wszyscy mieszkańcy wyspy zebrali się w przypałacowym ogrodzie. Zbliżało się Święto Ziarenek Piasku i przy tej radosnej okazji ruszyły przygotowania do festiwalu tańca. Każdego roku, pary dobrane w wyniku przeprowadzonego losowania przygotowywały się do wieczoru, w czasie którego miały zaprezentować swoje umiejętności taneczne. Tegoroczne wyniki okazały się niezwykle zaskakujące, bo oto Królowa jako swojego partnera wylosowała Alfiego, Natchnienie ku swojej ogromnej radości wylosował Wyrozumiałość, Mędrzec – małą Kamilkę, Cierpliwość – Pana Pośpiecha, Juanita – Spokój, Wrażliwość – Tomiego, a Zygfryd – Różę (co skwitował bajecznie różowym rumieńcem).

Największe poruszenie wzbudziło jednak ostatnie losowanie. Spontaniczność wyciągnęła karteczkę, z której wynikało czarno na białym, że swój taniec będzie przygotowywać razem z Rozsądkiem! Radość Spontaniczności, wyrażona buziakiem na policzku świeżo upieczonego partnera, spotkała się w rewanżu z radością Rozsądku, wyrażoną… drganiem lewej powieki. Rozsądek sprawiał wrażenie, jakby ta cudowna wiadomość o wymarzonej partnerce nie mogła do niego dotrzeć. Drganie lewej powieki było przez dłuższą chwilę jedyną oznaką rozważania przez niego rzeczywistości. W końcu wiadomość została skutecznie dostarczona, a na twarzy Rozsądku zaczął się powoli malować uśmiech. Co prawda, Alfi i Zygfryd dostrzegli w tym grymasie nie tyle uśmiech, co znak zapytania. A pytanie brzmiało mniej więcej tak: czy starczy Rozsądkowi wody, aby choć trochę okiełznać ogień, który zdawał się wybuchać z każdej cząsteczki Spontaniczności? Po chwili zadawali je sobie już wszyscy i na dalszy plan zeszło zastanawianie się nad tym, czy Natchnieniu nie odkręcą się podczas tańca kolana. Rozwiązanie wszystkich niewiadomych miało nastąpić już za tydzień, podczas uroczystego festiwalowego wieczoru.

Jeszcze tego samego dnia Rozsądek zaproponował Spontaniczności spotkanie, aby omówić przygotowania do wspólnego występu. Uznał, że biblioteka będzie do tego idealnym, rozsądnym miejscem. Spontaniczność ucieszyła się na tę propozycję, jednak poprosiła, aby porozmawiali podczas spontanicznego spaceru po plaży. I choć biorąc pod uwagę dość silny wiatr wydało się to Rozsądkowi mało rozsądne, uległ namowom i oboje ruszyli w kierunku morza.

– Uwielbiam tańczyć! – powiedziała Spontaniczność i ujęła dłoń swego towarzysza. Unosząc ją ponad głowę wykonała szybki obrót i nim Rozsądek zorientował się, co się dzieje, zasypała go pytaniami.

– I co, wiesz już, jaki taniec chcesz wykonać? Może sambę? – zapytała kołysząc energicznie biodrami, po czym kontynuowała, nie czekając na odpowiedź. – Albo rock and rolla? Albo… Wiem! Zatańczymy flamenco! – powiedziała z przytupem, tym razem pozostawiając odrobinę miejsca na ripostę.

– A może coś spokojniejszego? – powiedział wtedy Rozsądek, zachęcając gestem do spaceru w mniej tanecznym tempie. Po paru krokach w ciszy, kiedy to Rozsądek powoli układał myśli, Spontaniczność postanowiła wyjawić światu własne, której właśnie pojawiły się w jej głowie.

– To może walc?! Najlepiej angielski! – krzyknęła i jednocześnie chwyciła swego towarzysza za obie ręce, gotowa przećwiczyć pierwsze kroki.

– Mamy tańczyć? Tu? I teraz?

Zaskoczenie Rozsądku dało się poznać nie tylko z jego twarzy – stojąc blisko niego można było usłyszeć przyśpieszone bicie lekko speszonego serca.

– A dlaczego nie? – pytanie, które tak często padało z ust Spontaniczności padło i teraz sprawiając, że Rozsądek znów potrzebował chwili do namysłu.

– Wolałbym to zaplanować, przemyśleć, przeanalizować kroki, dobrze je zapamiętać…

– Przecież taniec to radość, zabawa, to… spontaniczność! Po co te analizy?

– W końcu chcemy dobrze wypaść. Trzeba się więc odpowiednio przygotować.

Rozsądek próbował wytłumaczyć swój punkt widzenia, jednocześnie starając się powstrzymać drganie lewej powieki. A ponieważ, nie wiadomo dlaczego, zaczęła go również boleć głowa, spotkanie zakończyło się bez konkretnych ustaleń. Bardzo to martwiło Rozsądek, ale Spontaniczności dało nadzieję na radosny taniec pełen improwizacji.

W tym samym czasie pozostałe pary z entuzjazmem rozpoczęły przygotowania. Tydzień to dość niewiele czasu, każda chwila była więc bezcenna. Alfi okazał się lwem – prawdziwym, choć salonowym. Gracja, z jaką poruszał się po parkiecie, zaskoczyła chyba nawet jego samego. Jak jednak przyznał, przy tak wytwornej tancerce, jaką była Sophia, taniec stał się czymś naturalnym i oczywistym. Królowa zaś, widząc w tańcu lekkość Alfiego i niebywałą wręcz zdolność do opanowywania nowych układów, zaproponowała, aby Święto Ziarenek Piasku uczcili sambą.

Podobnie przebiegały przygotowania Mędrca i Kamilki. Oboje doskonale odnajdywali się nawet w trudnych krokach cza-czy, którą ostatecznie wybrali na uroczysty wieczór. Bardzo ciekawy duet stworzyła Cierpliwość z Panem Pośpiechem. Co prawda, za sprawą pośpiesznego podejścia partnera do tańca, cierpliwość Cierpliwości była niekiedy wystawiana na ciężką próbę. Na szczęście Pan Pośpiech w końcu zrozumiał, że cierpliwość też ma swoje granice i nieco wolniej podszedł do swoich tanecznych powinności. W przypadku tej pary najlepszym wyborem był walc angielski.

Kolejną parą w kategorii „Ogień i woda” była para Juanity i Spokoju. Żywioł Juanity nieco kontrastował z werwą Spokoju (i to delikatnie rzecz ujmując). Przy wolniejszych tańcach Spokój najzwyczajniej w świecie potrafił przysnąć, co tylko jeszcze bardziej potęgowało żywiołowość Juanity. Idealnym wyborem okazał się dla nich twist, który nie dawał Spokojowi okazji do najkrótszej nawet drzemki.

Następna para była murowanym faworytem w kategorii „Och i ach”. Kiedy patrzyło się na taniec Wrażliwości i Tomiego, dłonie same składały się do pełnych wrażliwości oklasków. Oni nie tańczyli – oni płynęli po parkiecie, jakby przebywali w innej rzeczywistości! Fokstrot w ich wykonaniu był namalowaną ruchami istną poezją.

Dużym zaskoczeniem była lekkość, z jaką Zygfryd prowadził w tańcu Różę. Ale, jak zauważył Alfi, niech nikogo nie zwodzi ta – na pierwszy rzut oka spora – porcja różowego z trąbą. Róża mogła się przekonać, że i słoń może mieć kocie ruchy. A gdy jeszcze dodać różę trzymaną przez tę różową trąbę… Cóż, tango w ich wykonaniu musiało być wspaniałe!

Co do Natchnienia i Wyrozumiałości, hmm… Po pierwszym dniu prób, co dowcipniejsze Kokosanki i Arbuzanki – czyli wszyscy – debatowali w bibliotece nad tym, z jakiegoż to szlachetnego metalu wykute są nogi Natchnienia, jaki drogocenny kawałek marmuru ociosano i zbudowano z niego tułów, i jakie wyjątkowe drewno posłużyło do zrobienia z nich jego uszu! Pomimo kilkumiesięcznych ćwiczeń jeszcze na Wyspie Arbuzowej i postępów, które wtedy poczynił, taniec ciągle nie był mocną stroną Natchnienia. Chwilami miało się wrażenie, że Wyrozumiałość i Natchnienie słyszą różną muzykę i każde tańczy do swojej. Natchnienie wkładał w taniec całe serce i dawał z siebie wszystko – wszyscy to widzieli i pocieszali go, a on z odpowiednim do siebie dystansem kwitował to, mówiąc: „Plus jest taki, że gorzej już nie mogę tańczyć”. Cóż… jakby to powiedzieć? Drugiego dnia pokazał, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Jednak dnia trzeciego nastąpił przełom i Wyrozumiałość mogła wreszcie zdjąć blaszane ochraniacze, dzięki którym jej przydeptywane przez partnera stopy nie nabrały do tej pory wielkości rakiet śnieżnych. Natchnienie wyluzował się i przestał spinać. Po prostu zaufał Wyrozumiałości. Efektem tego zaufania był walc wiedeński, który z każdą chwilą nabierał coraz bardziej austriackiego kształtu.

Największe zaciekawienie nieustająco towarzyszyło próbom Rozsądku i Spontaniczności. Pomimo początkowych trudności w ustaleniu wspólnego planu, nie poddali się zniechęceniu. Tylko czy uda się na jednym parkiecie, w jednym tańcu połączyć to, co wydaje się nie do połączenia? Kiedy rozbrzmiała muzyka, Rozsądek zaczął tańczyć ostrożnie, starając się skupić na rytmie – po cichu nawet liczył do taktu: raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy – za to Spontaniczność już od pierwszego dźwięku dała się ponieść muzyce. Jej ekspresja sprawiała, że Rozsądek gubił się w liczeniu i przystawał, konieczna więc była powtórka od początku. W końcu, po którejś kolejnej próbie, Rozsądek poprosił Spontaniczność, aby zatańczyła tak jak on, czyli spokojnie i powoli wchodząc w taniec. Zgodziła się, co przywołało uśmiech na twarz Rozsądku – powolne tempo i spokój w tańcu to było właśnie to, czego oczekiwał. Zauważył jednocześnie, że uśmiech Spontaniczności był jakby bledszy, a radość z tańca mniejsza. I od razu zrozumiał, co jest tego powodem. Zatrzymał się i przeprosił partnerkę za próbę narzucenia jej tego, co było dobre tylko dla niego. Gdy zaczęli o tym rozmawiać, oboje zdali sobie sprawę, że taniec będzie miał sens tylko wtedy, gdy oboje będą się w nim dobrze czuli. Uznali, że wybranie czegoś, co będzie bardziej odpowiadało tylko jednemu z nich, nie da radości nikomu. Nie tędy więc droga.

– A gdybyśmy nie wybrali jednego tańca, tylko wymieszali kilka? Trochę spokojniejszych, trochę bardziej żywiołowych? Moglibyśmy w ten sposób połączyć nasze charaktery i oczekiwania. Sądzę, że dałoby to nam obojgu dużo radości – wypowiedziała się nad wyraz rozsądnie Spontaniczność.

– Tylko czy to nie będzie zbyt… zwariowane? – zastanowił się Rozsądek. – Sądzisz, że to się może udać?

– A dlaczego nie? – spokojnym głosem odpowiedziała Spontaniczność.

– No właśnie, dlaczego by nie spróbować? – myślał na głos Rozsądek – Przecież jak nie spróbujemy, to się nie dowiemy, czy to dobry pomysł – kontynuował coraz bardziej przekonanym głosem.

– To co, partnerze, ćwiczymy nasz wspólny taniec? – z werwą zachęcała Spontaniczność.

– Tak jest, partnerko! Do dzieła! – z radością wykrzyknął Rozsądek.

Ponieważ czasu na przygotowania nie zostało zbyt wiele, ćwiczyli codziennie do późnej nocy. Okazało się, że Spontaniczność chwilami potrafi kierować się rozsądkiem, a Rozsądek z kolei potrafi być chwilami spontaniczny. Kluczem do wzajemnego zrozumienia okazał się szacunek. To właśnie on towarzyszył każdej, niełatwej próbie przygotowania wspólnego tańca. Nie opuścił tancerzy ani na chwilę i to właśnie dzięki niemu z każdą minutą zbliżali się do tego, co na pierwszy rzut oka wydawało się nierealne.

Nadszedł wreszcie tak długo oczekiwany dzień. Święto Ziarenek Piasku zawsze było czymś wyjątkowym, jednak w tym roku ta wyjątkowość była jakby większa. Słońce powoli chowało się za horyzontem, a kolorowe lampiony rozświetlały przygotowany specjalnie na tę okazję parkiet. W powietrzu unosił się zapach ekscytacji.

Pierwszy taniec należał oczywiście do Królowej Sophii i jej dystyngowanego partnera. Był to taniec godny wielkiego święta, a Alfi w smokingu stanowił idealne dopełnienie olśniewającej Królowej. Kolejne tańce były kolejnymi wisienkami na torcie, a walc wiedeński Natchnienia i Wyrozumiałości nagrodziła burza całkowicie zasłużonych oklasków! Jak się okazało, zaufanie potrafi zdziałać cuda.

Zbliżała się północ, gdy pozostał jeszcze tylko jeden taniec. Taniec pary wieczoru. Już pojawili się na parkiecie. On we fraku, idealnie pasującym do jego smukłej sylwetki. Ona w sukience w kwiaty, z wiankiem we włosach i delikatnych balerinkach na stopach. Stanęli naprzeciwko siebie – patrzyli sobie w oczy, a ich delikatne uśmiechy skrywały to, co za chwilę miało się wydarzyć. Zabrzmiała muzyka, a delikatny szum poruszenia wśród widzów stał się tłem dla dźwięków walca. Oboje wyprostowani w swojej tanecznej powadze, sunęli po parkiecie, jakby tańczyli na lodzie. Po kilku jednak chwilach walca zastąpił charleston, a na parkiecie tańczyła jakby inna para tancerzy! Delikatne wcześniej kroki ustąpiły miejsca pełnym energii akrobacjom, lecz nim widownia zdążyła otrząsnąć się po tej zmianie, już rozbrzmiał swing! Niektórzy z widzów sami zaczęli podrygiwać w rytm muzyki, gdy znów kolejna zmiana zaproponowała tango w klasycznej aranżacji, a całości tej niezwykłej mikstury dopełnił szaleńczy jive. Gdy wreszcie muzyka ucichła, a tancerze pokłonili się Królowej i publiczności, eksplozja braw podsumowała to cudowne przedstawienie.

Uśmiechnięci bohaterowie wieczoru podziękowali sobie za taniec, za tydzień ciężkich przygotowań, a przede wszystkim za to, że wzajemny szacunek pozwolił im stworzyć coś pięknego i niepowtarzalnego. Tak różni, stali teraz pośrodku parkietu tak podobni do siebie. A tym, co wspólnie sobą przedstawiali, była harmonia.

Mały Cud

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *