Był to zwykły poniedziałek – taki jak każdy inny,
dzień, w którym rzeczy niezwykłe, zdarzać się nie powinny.
Samą jej obecnością byliśmy poruszeni,
choć nikt się nie spodziewał, jak wiele nią zmieni.
Zosia – tak nową koleżankę Pani nam przedstawiła,
– cicho weszła do klasy, uśmiechem ją wypełniła
i już z nami została, ujmując swą skromnością,
dobrocią, no a w nauce, niezwykłą wręcz pilnością.
Choć jak nas zapewniała, wszystkich tu polubiła,
nie grała z nami w piłkę, ciągle się gdzieś śpieszyła.
Czasem Zosia z plecaka, karteczkę wyjmowała,
patrząc czy nikt nie widzi, szybko coś zapisywała.
Niektóre z koleżanek, kiedy to zauważyły,
nie wiedząc, o co chodzi, śmiały się, trochę kpiły.
Łatwo nie znając prawdy, wyrobić sobie zdanie,
rzadko o jego słuszność, ktoś zada nam pytanie.
I tak minęła zima, wiosna się obudziła,
my wciąż jej dokuczamy, Zosia się nie zmieniła,
ciągle się do skądś spieszy, ciągle coś zapisuje,
Lilu cicho wyznaje, że ktoś jej potrzebuje.
A w pewien poniedziałek, odmienny już od innych,
Jasiu, który dokuczał Zosi, nagle się czuje winny,
chce z Lilu porozmawiać, bo poznał tajemnice,
spotkał Zosię przypadkiem, gdy zjawił się w klinice,
bo jego zwierzak drogi, ciężko się rozchorował.
Jedyny weterynarz w schronisku dyżurował.
Tam Jaś napotkał Zosię, gdy ciężko pracowała,
psy czesała, karmiła, w zabiegach pomagała.
Chłopiec wszystko zrozumiał i rozmyślał co zrobić,
aby swą dokuczliwość Zosi mógł wynagrodzić?
Lilu ma na to pomysł, więc w klasie nas zebrała,
o Zosi dobrym sercu wszystkim opowiedziała.
Poznaliśmy historię, a przy tym zawstydzili,
bo Zosia pomagała, podczas, gdy myśmy drwili.
Ona na lekcjach nawet o zwierzętach myślała,
potrzeby, zalecenia pilnie zapisywała,
a my ciągle zabawą, głowy swe zajmujemy.
Przyszła pora to zmienić. Jak? Już chyba wiemy.
Dnia następnego po szkole, Zosia do domu śpieszy,
każdy z nas pędzi do siebie, każdy się z planu cieszy.
Zosia lekcje odrabia i biegnie do schroniska,
tam widok napotkany sprawia, że choć płaczu bliska,
w jej o czach widać szczęście – myśmy to uczynili,
swoją tu obecnością – bo wszyscy się zjawili,
i skruchą, której dzisiaj tak wiele w sobie mamy,
z którą przychodząc tutaj szczerze ją przepraszamy.
Potem Zosia swe obowiązki pomiędzy nas dzieli,
tak byśmy wszyscy ważne zajęcie mieli.
A pracy było dużo, skąd ona siłę miała,
że sama to robiła, sama radę dawała?
Teraz już nie jest sama, od teraz pomagamy,
w każdy wtorek i czwartek my również tam bywamy,
sprzątamy czworonogą, na spacery chodzimy.
Zosia ma czasu więcej, więc razem się bawimy.
I nikt jej nie dokucza, a nawet gdyby spróbował,
Jasio już się postara, że szczerze by żałował.
Bo z tak ogromnym sercem, mimo że taka mała,
Zosia w oczach nas wszystkich, bohaterem się stała.