Widziałam spacer z pieskiem, co Pana wyprowadził,
kałużę, która wiernie dziecka twarz odbijała,
cierpliwość ławki, gdy ktoś na niej swą nielekkość posadził
i zdziwienie wiewiórki, które w dziupli schowała.
Widziałam miłość płynącą między łabędziami,
chleba okruchy, co wdzięcznie gołębie karmiły,
rozchwiany bieg kasztana pod dziewczynki nogami
i laskę staruszka, której smutki dźwigane ciążyły.
Widziałam ukłon krzewów, kiedy Pani obok przechodziła,
uśmiech wiatru, co odważnie jej suknię rozwiewał,
w tym porywie sukienka wszystkie nutki zgubiła,
ptak je złapał, poskładał i piosenkę zaśpiewał.
Poczułam jak szum liści tuli mnie kolorami.
Jeden spadł na ramiona, dobrze mu tam było.
Widziałam uścisk dłoni splecionych szeptami
i jesienną nadzieją, w której życie tętniło.
Patrzę. Wzrok to mój podstawowy zmysł. Uwielbiam obserwować. Ale dlaczego tak mało widzę? Bo to kwestia … wrażliwości? Edyta – naucz mnie. Pisz więcej – proooszę.
Jestem przekonana, że wrażliwości Ci nie brakuje. Może spróbuj wychodząc na spacer zostawić w domu zmartwienia i zabrać ze sobą zachwyt. Kolorowa jesień zrobi resztę …
A ja po takiej zachęcie … będę pisać.