1

Połaskotać słonia czyli arbuzowa opowieść. Część 1 – Dobrze, że jesteś


Staliśmy wszyscy patrząc, jak dwie postacie rozmywają się w promieniach słońca. Ich latawce unosiły się jeszcze w powietrzu, aby po niemroku wylądować u naszych stóp. Zrobiło się cicho. Nie czułem smutku wiedząc, że wkrótce powrócą, ale – tak, jak pozostali – już za nimi tęskniłem. Wiedzieliśmy, że to się miało wydarzyć i wydawało się, że byliśmy gotowi. Jednak nie byliśmy. Bo czy można przygotować się na brak tych, którzy swoją przyjaźnią kolorują nam życie? Jeśli miałem kiedyś takie wątpliwości, to teraz nie było po nich śladu. Choć nikt z nas nie powiedział tego głośno, czuliśmy, jakby słońce na wyspie z arbuza świeciło nadal, ale jego promienie nie miały w sobie wcześniejszego ciepła. Zupełnie jakby przestały ogrzewać nasze serca.

Gdy przebywali na wyspie, ich obecność była czymś naturalnym. Teraz, gdy ich nie było, odczuwaliśmy brak, jakiego wcześniej nie znaliśmy. Uśmiechnąłem się na myśl, że oni pewnie też za nami tęsknią i nie mogą się doczekać powrotu. Uśmiechnąłem się po raz drugi, gdy przypomniałem sobie taniec Natchnienia. I kolejny raz – przywołując chwilę, kiedy wreszcie przestał tańczyć. Ostatni uśmiech wywołało wspomnienie ciepła Wrażliwości i jej pełnych dobroci oczu.

Pewne rzeczy są dla nas oczywiste, jak na przykład to, że rano wschodzi słońce, a po zimie jest wiosna. Nie zastanawiamy się nad nimi, bo tak było, jest i wiemy, że będzie. Nie zadajemy sobie pytania, dlaczego tak się dzieje. Po prostu tak jest. Co najważniejsze, to uczucie daje nam spokój – czujemy się dzięki niemu pewni i w pewien sposób bezpieczni. Tak samo jest z przyjaciółmi. Ich obecność w naszym życiu jest słońcem, które – w przeciwieństwie do tego na niebie – nigdy nie zachodzi. Dokładnie tak, jak na wyspie z arbuza.

Podobnie jak Wrażliwość i Natchnienie, którzy na kilka niemroków zabrali nam swoją obecność, słońce, zachodząc na chwilkę za chmurę, pozwala nam docenić to, że jest. Gdyby ciągle było, i było, i było, moglibyśmy zapomnieć, jak jest ważne i ile dla nas znaczy. To właśnie dzieje się teraz na arbuzowej wyspie – tęskniąc, doceniamy niezbędność naszych przyjaciół. Z pewnością dla nich jest to również cenna lekcja. Znam ich na tyle, żeby wiedzieć, że odczuwają tam z pewnością to, co my tutaj, a ich myśli i uczucia są takie, jak nasze. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele znają się nieraz lepiej, niż my znamy samych siebie.

Przyjaciele uważają mnie za mędrca, a nie dostrzegają swojej mądrości. Ja tak naprawdę jestem tylko ich lustrem – widzą we mnie to, co sami noszą w sercach. Jednak są zbyt skromni, aby dostrzec własną wyjątkowość. Nie powiedzą o sobie, że są mądrzy czy zdolni, że pięknie rysują czy cudownie tańczą (i choć przypomniał mi się właśnie taniec Natchnienia, nie o ten akurat taniec teraz chodzi). A wiecie, dlaczego tak jest? Bo żadne z nich nie czuje się lepsze od drugiego. Moi przyjaciele uważają każdego za równego sobie. Nikt nie jest ważniejszy ani mniej ważny, nikt nie jest lepszy ani gorszy. Nie jest ważne, czy jesteś mrówkojadem wcinającym pestki z arbuza, czy masz fioletowe włosy, czy może młotek przyciąga twoje palce jak magnes. Na arbuzowej wyspie ważne jest to, co masz w sercu i jaki jesteś dla innych. Każdy jest wyjątkowy i każdy może się tutaj znaleźć, jeśli tylko zechce.

Wiele uczymy się od siebie nawzajem, choć każdy myśli, że jest tylko uczniem i nie dostrzega swojej roli nauczyciela. Tomi nie uważa, że uczy nas pojmować inaczej to, co widzimy, choć jego rysunki zachwycają ukazywaniem ulotności chwili. Wrażliwość nie widzi niczego nadzwyczajnego w tym, że uwrażliwia nas swoim ciepłem i magią wierszy, które pisze. Juanita, której serce uczy odczuwać, rumieni się razem z włosami, gdy tylko ktoś o tym wspomni. Róża postrzega śpiew, który sprawia, że świat na chwilę staje w miejscu, jako coś zwykłego – jakby nie dostrzegała wypieków na naszych policzkach podczas jej koncertów. Alfi, który jest uosobieniem szczęścia i zaraża nas nim bezustannie, uznaje ten stan za najnormalniejszą normalność na świecie. A Natchnienie nie zauważa, że jest chodzącą inspiracją, że wzbudza w innych chęć tworzenia, pomaga odnaleźć i wyrazić siebie, zachęca i dopinguje, a powstałe dzięki temu dzieła z wdzięcznością przyjmuje jako inspiracje dla samego siebie.

Każde z nich, zapytane o to, kto kogo uczy, odpowie tak samo: „To nieważne. Ważne, że możemy dawać radość!”. Mam ogromną nadzieję, że kiedyś moi przyjaciele spojrzą na siebie moimi oczami i zobaczą, ile ja nauczyłem się od nich.

Staliśmy, czytając sobie nawzajem wspomnienia zapisane w naszych sercach. Słuchając ich uświadomiłem sobie, że Natchnienie i Wrażliwość zadbali o to, abyśmy się nie smucili podczas ich nieobecności. Zostawili nam swoje uśmiechy, którymi wypełnili te wszystkie historie. Patrząc na roześmianych mieszkańców wyspy i na szczęście, które mieli wymalowane na twarzach, zacząłem jeszcze bardziej rozumieć to, co kiedyś powiedziała Wrażliwość. Na moje pytanie, czym dla niej jest uśmiech, odpowiedziała: „Każdy uśmiech jest małym cudem…”, po czym sama obdarowała mnie takim cudem. Od ucha do ucha.